Już wiadomo, że jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego – to Niemcy będą pierwszym krajem w Europie, który dokona pełnej legalizacji marihuany na użytek rekreacyjny. Zapewni im to szereg przewag konkurencyjnych i prawdopodobną pozycję lidera, gdy więcej rynków europejskich otworzy się na konopie.

Co Polska straciła – a mogłaby zyskać, gdyby zdecydowała się na legalizację wcześniej – i to ona była pierwsza?

Konopie w gospodarce

Przeciętnej osobie niezorientowanej w temacie, marihuana kojarzy się przede wszystkim z narkotykiem. O ile rzeczywiście stanowi to jeden z produktów pozyskiwanych z roślin konopi indyjskich, mają one o wiele większy potencjał dla całej gospodarki. Należy tutaj wymienić: przemysł spożywczy, kosmetyczny, budownictwo, produkcję odzieży czy nawet motoryzację. Szczególnie ważne zastosowanie znajduje też w farmacji i medycynie.

Rosnąca popularność konopi skłania coraz więcej państw do ich legalizacji. Na taki krok zdecydowała się już Kanada, część Stanów Zjednoczonych, a lada dzień będą to Niemcy. Za nimi w kolejce czeka już Luksemburg, Szwajcaria i Holandia. Państwa upatrują w tym rynku źródeł przychodów budżetowych dla gospodarek post-pandemicznych. Jak podaje money.pl, już w 2021 roku wartość rynku konopnego w Europie szacowana jest na 2 miliardy dolarów. Z 20 procentowym wzrostem rok do roku, jest to jeden z najszybciej rozwijających się rynków Starego Kontynentu. I to w czasie, gdy jeszcze żaden kraj nie dokonał na nim pełnej legalizacji.

Warunki społeczne do legalizacji

Zgodnie z danymi Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii z 2019 roku, w Polsce jest około 2,5 miliona konsumentów marihuany. Zażywa ją 9,8% populacji w wieku 15-34 lata. Kilkukrotnie częściej są to mężczyźni (15,4%) niż kobiety (3,7%). Według stowarzyszenia Wolne Konopie, w samej Warszawie przez weekend spalane jest 1,5 tony. Szacuje się, że rocznie przepala się u nas 500 ton. Żaden inny narkotyk w Polsce nawet nie zbliża się pod względem popularności do tego wyniku. Żaden inny nie jest stosowany przez więcej niż 1% społeczeństwa.

Legalizację marihuany w Polsce popiera 65% Polaków. Według różnych szacunków to odsetek taki sam lub większy niż w USA, gdzie sukcesywnie ona postępuje.

Warunki naturalne i tradycje

Ciekawostką jest fakt, że w Polsce istnieje dość długa historia uprawy konopi. Konopie indyjskie uprawiały w Polsce już plemiona prasłowiańskie. Odgrywały one istotną rolę w obrzędowości ówczesnych plemion. Równie często na ziemiach Polskich hodowano konopie siewne w XX wieku. Najwięcej w latach 60. – aż 30 000 ha w skali kraju.

Obecnie liczby te wynoszą znacznie mniej, choć ponownie obserwujemy tendencję wzrostową. Ponowny wzrost popularności odnotowujemy od 2004 roku, kiedy uprawiano około 900 ha. W 2017 powierzchnia uprawy wynosiła 1200 ha, dwa lata później to już 3500 ha.

Wprawdzie obecnie są to konopie siewne, nie indyjskie, ale sam fakt wskazuje na niewątpliwe możliwości i umiejętności, które są zgromadzone w kapitale ludzkim Polski. Ponadto na terenie całego kraju panują odpowiednie warunki glebowo-pogodowe do upraw konopi. Nie jest więc nadużyciem założyć, że bogate doświadczenia polskich rolników, połączone z wysoką jakością gleb i odpowiednimi warunkami atmosferycznymi, są możliwe do wykorzystania przy uprawie konopi indyjskich.

Szacunki finansowe dla Polski

co da legalizacja

Wg raportów Europa posiada jedną trzecią udziału w globalnym rynku konopi. Są to miliardy złotych w podatkach dla europejskich rządów.

W samej Polsce, w której szacunkowe roczne spożycie znajduje się w okolicach 500 ton, a średnia rynkowa cena za gram wynosi około 50 zł – średni roczny obrót wychodzi w okolicach 20-25 mld złotych. Dziś te pieniądze trafiają do dilerów i stojących za nimi przestępczości zorganizowanej. Po legalizacji to byłyby kwoty trafiające do sprzedawców, dostawców, plantatorów, składające się na polskie PKB, a także generujące wpływy budżetowe.

Jak wylicza portal Money.pl, wpływy budżetowe z tytułu akcyzy oraz podatku VAT mogłyby wynosić nawet ponad 9 miliardów złotych rocznie. Jest to kwota, która stanowiła w roku kalkulacji jedną trzecią deficytu budżetowego kraju. Ciężko zrozumieć dlaczego rząd nie schyla się po pieniądze, które dosłownie znajdują się dziś na ulicy. Zwłaszcza w czasach pandemicznego kryzysu i szalejącej w Polsce inflacji.

Zainteresowanie inwestorów w branży konopnej rośnie

Jednak jak zostało powiedziane na wstępie – konopie to nie tylko narkotyk i podatki. Z uprawą, transportem, przetwórstwem, ekstrakcją, badaniami i wykorzystaniem wiążą się kolejne zawody, miejsca pracy i zastosowania.

Jedna z Polskich firm farmaceutycznych – CanPoland – posiadająca prawo obrotu medyczną marihuaną, zorganizowała na początku roku kampanie crowdfundingową. Docelowo chciała pozyskać 4,4 mln złotych od inwestorów. Udało się to w 11 minut. W perspektywie takich historii nie da się nie zauważyć potencjału branży w kraju nad Wisłą. Wskazuje to także na wysokie zainteresowanie inwestorów i chęć do lokowania kapitału w konopiach. Zarówno tych małych, indywidualnych, ale jak wskazuje spółka, także większych – inwestujących maksymalne (w tym przypadku) pół miliona złotych.

Prezes spółki wskazuje w wywiadzie, że ogromne zainteresowanie inwestorów wynika z małej liczby dojrzałych podmiotów w branży konopnej, przy jednoczesnej jej atrakcyjności i oczywistym potencjale wzrostów. Reasumując, przy dużym zainteresowaniu inwestorów, pierwsze podmioty działające w branży cieszą się większą łatwością pozyskiwania kapitału i budowania przewagi, niż kolejne, wraz z nasycaniem się rynku.

Korzyści dla firm konopnych

Gdyby Polska zalegalizowała marihuanę jako pierwsza w Europie, zapewniłaby swoim firmom ogromną przewagę na starcie. Wynikałaby ona m.in. z dużego dostępnego kapitału obcego, czekającego na okazję inwestycyjną w branży konopnej.

Przedsiębiorstwa działając jako pierwsze, w odpowiednich warunkach prawnych i z dostępem do pieniędzy, mają szansę wytworzyć odpowiednie technologie, procedury, opracować pionierskie know-how. Osiągnięcie pierwszych sukcesów pozwala na rejestrację odpowiednich patentów, obejmujących sposoby hodowli, przetwórstwa, ekstrakcji substancji czy wielu innych aspektów. Są to nie tylko pieniądze dla firm, ale także dla gospodarki: podatki dochodowe, nowe miejsca pracy. Bycie pionierem w branży to także prestiż na arenie międzynarodowej.

Kraje, które rozpoczną legalizację w Europie, a co za tym idzie, firmy w nich działające – najprawdopodobniej uzyskają status liderów, z pozostałymi państwami skazanymi na naśladownictwo i kupowanie patentów.

Pozostałe przewagi

Poza łatwością w pozyskaniu kapitału i przejmowania rynku, pierwszeństwo legalizacji zapewniłoby również inne przewagi.

Odpowiednie umiejętności i procedury są możliwe do sprzedania na zewnątrz. Razem z kolejnymi dołączającymi firmami i krajami, nasze przedsiębiorstwa byłyby w stanie sprzedawać swoją wiedzę, organizować szkolenia, delegować pracowników.

W kraju z tak bogatymi tradycjami rolniczymi i żyznymi glebami jak Polska, prawdopodobne jest opracowanie innowacyjnych technologii upraw i uzyskiwanie wysokich plonów. Technologie te później mogłyby być przedmiotem sprzedaży i eksportu, generując dodatkowe zyski.

Również plony można eksportować. Nawet Niemcy, którzy wprawdzie w swoich przepisach zakładają sprzedaż jedynie lokalnego produktu, bez importu, mają problemy podażowe. Obecnie nie są w stanie wyprodukować zakładanej ilości, nawet tylko do celów medycznych. W perspektywie problemów produkcyjnych w tak dużej gospodarce, możliwość eksportu plonów jest ciekawą alternatywą do sprzedaży na rynku lokalnym.

Legalność tej konkretnej substancji jest korzystna także dla branż takich jak farmacja czy biotechnologia. W działalnościach takich jak te, nie jest on jedynie surowcem, ale także przedmiotem badań, które mogą w przyszłości zaowocować korzystnym dla społeczeństw odkryciem – specyficznego działania lub wykorzystania odpowiednio przetworzonych substancji zawartych w roślinach. Nie bez znaczenia jest też produkcja i refundacja innowacyjnych leków na schorzenia takie jak stwardnienie rozsiane.

Korzyści płynące z rekreacyjnej marihuany

Także sama rekreacyjna marihuana musi być gdzieś sprzedawana. Przy pustym rynku są szanse na powstawanie sieci handlowych, które w późniejszym okresie mogłyby dokonać ekspansji na zagraniczne rynki. Doświadczenie zdobyte na rodzimym terenie zaowocowałoby przewagami konkurencyjnymi i przyniosło dla państwa korzyści finansowe w podatkach wypracowanych za granicą.

Dozwolona sprzedaż wewnątrz Polski również mogłaby przynosić nieoczywiste rezultaty. Na obecnym etapie legalizacji w Europie, swobodna konsumpcja mogłaby być motorem napędowym turystyki – albo przynajmniej stanowić jeden z dodatkowych powodów by odwiedzić nasz region. Dla młodych ludzi z krajów, gdzie handel jest nielegalny, mogłoby to być ciekawą motywacją. Przykładowo, w Illinois ponad 30% sprzedaży dokonuje się na rzecz osób spoza stanu. W ten sposób pośrednio poprzez konopie zarabiają także hotelarze, restauracje, transport – wspierając rodzimą gospodarkę. Niestety wygląda na to, że to my będziemy jeździć na wycieczki do Niemiec…

Skutki społeczne legalizacji

Niemniej ważne od kwestii finansowych i gospodarczych są także aspekty społeczne legalizacji. Warto mieć na uwadze, że nielegalność marihuany niesie za sobą szereg konsekwencji, nie tylko dla jej entuzjastów.

Przede wszystkim ogromne zasoby finansowe pochłania policja i sądownictwo, zmuszone do ścigania „przestępców”. Są to miliony oszczędności rocznie poczynione zmianą jednego prawa. Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Są to także roboczogodziny pracowników służb, które mogłyby zostać spożytkowane na ściganie poważniejszych przestępstw i zaowocować zwiększeniem bezpieczeństwa kraju.

Jeżeli już mowa o bezpieczeństwie, to warto zwrócić na trzy kolejne aspekty: zapewnienie dorosłym użytkownikom dostępu do przebadanego towaru, ochrona dzieci i młodzieży oraz ograniczenie przychodów czarnego rynku.

Towar sprzedawany na ulicach często jest nieczysty, posiada domieszki lub jest niewłaściwie nawożony. Regulacje i kontrole zapewniłyby odpowiednią jakość w licencjonowanych sklepach. To bezpośrednio przekłada się na spadek zagrożenia dla ludzi.

Również dzieci są w tej sytuacji bardziej chronione – sklepy z pewnością odmówią sprzedaży nastolatkom, a świadomość społeczna i kampanie edukacyjne wpłyną na właściwe postrzeganie używek.

Skutki społeczne legalizacji marihuany

Równie istotne dla bezpieczeństwa jest odebranie źródła dochodów organizacjom przestępczym. Większość popytu przejdzie wówczas na legalny rynek, a mniejsze potencjalne dochody nie będą stanowić takiej zachęty dla nielegalnej działalności jak obecnie. Jest to korzystne zarówno dla instytucji państwa i jego budżetu, jak i wszystkich obywateli z osobna.

Konopny dobrobyt dla społeczeństwa

Dla obywateli poza samym bezpieczeństwem istotny jest ich ogólny dobrobyt. Na to składają się także takie czynniki jak zatrudnienie i status finansowy. Otwarcie kraju na nową, szeroką gałąź gospodarki zaowocowałoby powstaniem dużej liczby nowych miejsc pracy. To wszystko działa na siebie nawzajem jak koło zębate – firmy dając pracę poprawiają ludziom poziom życia, wykwalifikowani pracownicy napędzają innowacyjność firm, wysoce innowacyjne firmy mnożą swoje zyski, w efekcie przynoszą większe wynagrodzenia dla swoich pracowników, a co za tym idzie – generują większe wpływy podatkowe.

Prognozowane 9 miliardów przychodów budżetowych to także lepszy poziom świadczeń państwowych. Pieniądze te można, wzorem USA, wydawać na programy badawcze dotyczące konopi – będąc katalizatorem innowacyjności rodzimych przedsiębiorstw. Można także finansować z nich edukację i szkolnictwo. Poprawa jakości kształcenia polskich uczelni byłaby korzystna zarówno dla obywateli jak i gospodarki. W sytuacji, kiedy Polska legalizuje marihuanę jako pierwsza w Europie kraj sprawia wrażenie nowoczesnego, postępowego i innowacyjnego. Są to ważne wartości dla młodych ludzi i stanowią dodatkową zachętę do studiowania dla osób z zagranicy. To, ponownie – nie tylko źródło dochodów uczelni, ale również wzrost wykwalifikowanych kadr, które częściowo z pewnością zostałyby w Polsce. Niestety, w rzeczywistości zjawisko drenażu mózgów dalej będzie działało na naszą niekorzyść, a faworyzować Niemców.

Czego nie mamy a moglibyśmy mieć?

Krótko mówiąc – po raz kolejny nie mamy więc szansy na gospodarcze dogonienie zachodu. Jedna z największych światowych gospodarek – Niemcy – uzyska kolejną przewagę. I ciężko mieć im to za złe – wynika to z racjonalnego zarządzania i pragmatycznego podejścia do tematu.

U nas rządzący niestety wolą wypowiadać jedynie puste frazesy o tym, jak podnoszą państwo z kolan i stają się potęgą na skalę światową. Brak widocznej woli, żeby rzeczywiście coś ku temu zrobić, podczas gdy potencjał konopi w tej dziedzinie jest jasny i sprawdzony empirycznie na przykładzie chociażby Ameryki Północnej.

Ciężko tym bardziej zrozumieć rząd, który nie ogranicza się przecież w wydatkach socjalnych, a także coraz chętniej sięga do kieszeni podatników – zwłaszcza w podatkach akcyzowych, które znacznie by wzrosły za sprawą legalnej marihuany.

Oddaliśmy to wszystko w warunkach geograficznych i społecznych sprzyjających uprawie konopi i przy obecności przedsiębiorstw, które są w stanie zbudować na tym konkurencyjność i innowacyjność. Jest nam najwidoczniej także obojętny wzrost bezpieczeństwa, poprawa pracy policji, prokuratury, sądownictwa (choć głośno deklarowana w telewizji), tworzenie dodatkowych miejsc pracy, poprawa wizerunku na arenie międzynarodowej, wzmocnienie edukacji, ochrona dzieci i młodzieży.

Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w przyszłości pójdziemy po rozum do głowy i legalizacja prędzej czy później nastanie. Szkoda niestety, że już teraz wiemy, że będzie to później. Świadomie ograniczamy w ten sposób korzyści, które moglibyśmy z niej czerpać.