W środę, 26 kwietnia, singapurski mężczyzna został stracony za rzekomą próbę przemytu około jednego kilograma marihuany. Wydarzenie to z naszej, europejskiej perspektywy ciężko objąć rozumem. W 2023 roku, gdy coraz więcej krajów legalizuje lub depenalizuje konopie indyjskie, a sama kara śmierci wydaje się nam egzotyką i mrocznym wspomnieniem z przeszłości, takie rzeczy potrafią szokować. Budzi to pytanie: jaka jest przyszłość dla marihuany i kary śmierci w Singapurze?
Ogólnoświatowe oburzenie
O wydarzeniu pisały media na całym świecie. Swoje oburzenie wyrażają liczne organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka. Zwracają uwagę na surowość kary w czasach, gdy wiele innych krajów, w tym sąsiadujących, przyjmuje bardziej łagodne podejście – do narkotyków, ale przede wszystkim samej kary śmierci. Pomimo legalizacji marihuany w coraz większej liczbie krajów, Singapur utrzymuje swoje restrykcyjne prawa dotyczące narkotyków – jedne z najbardziej surowych na świecie. Pozostaje przy tym zdeterminowany w przekonaniu, że kara śmierci działa jako środek odstraszający.
Tangaraju Suppiah, 46-letni obywatel Singapuru, został stracony w więzieniu Changi. Była to pierwsza egzekucja w tym kraju od sześciu miesięcy. Przed jej wykonaniem rodzina i aktywiści apelowali o łaskę, kwestionując zarówno bezpieczeństwo, jak i samą zasadność wyroku. Biura Unii Europejskiej i Organizacji Narodów Zjednoczonych również wzywały Singapur, aby nie przeprowadzał tej egzekucji. Zdało się to na nic.
Wątpliwości co do winy skazanego
Tangaraju Suppiah został skazany na śmierć w 2018 roku za „współudział w przemycie ponad jednego kilograma marihuany” – było to dokładnie 1017,9 grama.
Tyle wystarczyło, by pozbawić go życia. Mężczyzna został powieszony. Wcześniejsze odwołania od wyroku zostały odrzucone przez sąd w 2019 roku, a prośby o łaskę prezydenta również nie przyniosły skutku.
Amnesty International wskazała, że skazanie opierało się głównie na zeznaniach z przesłuchania policyjnego, które odbyło się bez obecności adwokata i tłumacza, oraz zeznaniach dwóch współoskarżonych, z których jednemu wycofano zarzuty.
Kara śmierci w Singapurze
W Singapurze kara śmierci wciąż jest regularnie stosowana. W przypadku przemytu ponad 500 gramów dowolnego narkotyku, prawo przewiduje ją jako obowiązkową. Oprócz tego grozi ona także za morderstwo, porwanie, niektóre przestępstwa związane z posiadaniem i używaniem broni palnej oraz za zdradę stanu.
Egzekucje w Singapurze są przeprowadzane przez powieszenie, zazwyczaj w kompleksie więziennym Changi, dokładnie tak jak było w tym przypadku.
Osoby skazane na śmierć mają wprawdzie prawo do odwołania się od wyroku, ale jak można się domyślić, te rzadko się powodzą. Prośby o łaskę prezydenta również są zazwyczaj odrzucane. Rząd Singapuru uważa bowiem, że kara śmierci jest skutecznym środkiem odstraszającym od przestępstw i twierdzi, że egzekucje przyczyniają się do utrzymania bezpieczeństwa publicznego.
Stosowanie kary śmierci w Singapurze jest kontrowersyjne i budzi krytykę na arenie międzynarodowej, szczególnie ze strony organizacji praw człowieka i rządów innych krajów. Krytycy uważają, że kara śmierci jest nieodwracalna i niesprawiedliwa, a także sprzeczna z międzynarodowymi normami praw człowieka. Wątpliwości budzi również przejrzystość procesów sądowych i brak niezależności sądownictwa w Singapurze.
Singapur odosobniony w swoich przekonaniach
W międzyczasie Malezja, najbliższy sąsiad Singapuru, wprowadziła reformy prawne, które zniosły obowiązkową karę śmierci i ograniczyły liczbę przestępstw, za które można ją orzec. Nie jest to wciąż rozwiązane idealne, ale zostało przyjęte z zadowoleniem przez organizacje zajmujące się obroną praw człowieka.
Ponad rok temu marihuanę zdekryminalizowała Tajlandia, również leżąca niedaleko Singapuru. Uprawa i posiadanie obecnie nie podlega tam karze, a całkowicie legalna jest medyczna marihuana, z przepisu lekarza.
Nic nie wskazuje jednak na to, że którąkolwiek z tych ścieżek w najbliższym czasie podąży Singapur.