Od pewnego czasu wiemy już, że Niemcy planują legalizację marihuany. I choć wiemy, że nie będą już pierwsi (Malta zalegalizowała marihuanę jeszcze w zeszłym roku), ich przyszłe prawo będzie znacznie bardziej kompleksowe i uwzględni więcej aspektów. Niemcy poza zalegalizowaniem rekreacyjnego użytku, planują stworzyć także m.in. w pełni legalny, regulowany rynek sprzedaży. W międzyczasie jednak pojawiają się innego rodzaju trudności legislacyjne – jak kwietniowy wynik sądu z Kolonii, który uznał CBD za lek, a przez to rzucił cień na potencjalne rejestrowanie preparatów jako suplementy diety czy kosmetyki.

Wyrok sądu w Kolonii

Wiosenny wyrok sądu w Kolonii może sugerować, że niemiecka batalia o legalizacje nie będzie tak płynna, jak wielu mogło się spodziewać (a przynajmniej jak sugerowały okołowyborcze zapowiedzi). Sąd Administracyjny w Kolonii orzekł bowiem, że CBD jest produktem medycznym, a w efekcie podlega rejestracji przez niemiecki Bundesinstitut für Arzneimittel und Medizinprodukte (Federalny Instytut ds. Leków i Wyrobów Medycznych).

Sąd opiera swoje orzeczenie na tym, że wartość odżywcza CBD (a zarazem jego rola w żywieniu człowieka) jest wciąż nieznana, a firmie będącej stroną procesu nie udało się udowodnić, że CBD może być stosowane jako element diety, a nie jako środek leczniczy. Firma ta trafiła do sądu po tym, jak w 2019 roku wspomniany BfArM stwierdził, że dwa sprzedawane przez nią olejki CBD powinny być produktami medycznymi zatwierdzonymi przez Instytut, a nie suplementami diety, jak w rzeczywistości było. Niemcy zresztą od dawna są dość powściągliwi w podobnych kwestiach – już w 2016 roku walczyli o potraktowanie jedynie jako lek większych dawek witaminy D.

Bundesinstitut für Arzneimittel und Medizinprodukte

Lek w niemieckim prawie – co to zmienia

Niewątpliwym plusem wyroku jest jasne przyznanie, że CBD posiada działanie medyczne i może być stosowane w charakterze leczniczym. Minusów jest jednak znacznie więcej, przynajmniej dla mieszkańców Kolonii i okolic. Przede wszystkim Bundesinstitut für Arzneimittel und Medizinprodukte służy rejestracji leków i wyrobów medycznych, co potencjalnie uczyni proces wypuszczania środków z CBD (czy to dotychczasowych suplementów diety, czy nawet kosmetyków w postaci np. kremów) znacznie bardziej czasochłonnym, restrykcyjnym i oczywiście kosztownym, a potencjalnie nawet nieopłacalnym. Jeżeli lokalna branża będzie w ogóle w stanie przetrwać tak rygorystyczną zmianę, wzrost cen z pewnością odczują konsumenci.

Na szczęście w takim przypadku prawo jest lokalne – Niemcy są republiką federalną, a w efekcie prawodawstwo działa tam trochę jak w USA: ten konkretny wyrok sądu jest wiążący w Kolonii (a w zasadzie w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia), nie wpływa jednak na legislację pozostałych krajów związkowych ani na prawo federalne. Nadrenia Północna-Westfalia jest jednak regionem o najwyższej populacji, więc mimo to takie ograniczenie byłoby odczuwalne dla niemieckich przedsiębiorców.

Istnieje także ryzyko, na które zwraca uwagę część niemieckich prawników – że inne organy i kolejne sądy będą orzekać podobnie, odwołując się do przytoczonego wyroku. To rzuca potencjalne zagrożenie dla całego rynku CBD w Niemczech. Wydaje się to wręcz niedorzeczne w perspektywie planowanej federalnej legalizacji marihuany, gdy oczywistym jest, że THC jest substancją o klasę bardziej kontrowersyjną niż CBD.

Wszystko to wciąż może mieć jednak szczęśliwe zakończenie, wyrok nie jest bowiem prawomocny. Wszystko zależy od skutków wniesionej apelacji.

Rychła legalizacja w Niemczech?

Bezpośrednio nie wpływa to na temat planowanej konopnej rewolucji prawnej w Niemczech. Ciężko jednak oczekiwać, że nie wywoła pośrednich efektów, zwłaszcza w rękach przeciwników legalizacji. Wyrok zwraca bowiem uwagę na niejasność klasyfikacji kannabinoidów. Wprawdzie Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł już w 2020 roku, że CBD nie jest narkotykiem, lecz różnice w postrzeganiu na gruncie prawa poszczególnych państw członkowskich wciąż występują. Wpływa na to chociażby przytoczona przez sąd w Kolonii niejasność wartości odżywczej CBD. Ciężko oczekiwać, że THC nie wzbudzi analogicznych wątpliwości i nie wywoła podobnych batalii.

Czas tylko pokaże, jak bardzo Niemcy zmotywowani są do przeprowadzenia reformy prawa i zalegalizowania rekreacyjnego marihuany. Korzyści ekonomiczne są przy tym niezaprzeczalne. Prezes Centrum Medycyny Konopnej Konrad Gładkowski wskazuje, że dzięki takiemu posunięciu do budżetu naszych zachodnich sąsiadów może trafić dodatkowy miliard euro.[1] Lokalni badacze są jeszcze większymi optymistami – na Uniwersytecie Heinricha Heinego w Düsseldorfie doszli do wniosku, że wpływy sięgną nawet 5 miliardów euro rocznie, tworząc przy tym niemal 30 tysięcy nowych miejsc pracy.

Jeżeli legalizacja odbędzie się w planowanym zakresie, spodziewać się można, że Niemcy staną się jednym z największych graczy na światowym rynku konopnym (i największym w Europie). Na Malcie, gdzie wprawdzie pierwsza legalizacja w Europie już się odbyła, nie powstał legalny rynek sprzedaży, Szwajcaria we wrześniu ruszy z pilotażowym programem dopuszczenia marihuany, jednak tylko w jednym mieście, a Holandia choć również zapowiada legalizację, wciąż pozostaje w trybie „tolerancji”, gdzie marihuana jest de facto jedynie zdepenalizowana. To w efekcie daje Niemcom szansę na pierwszy w pełni legalny i regulowany rynek w Europie, nawet jeżeli nie są pierwsi w legalizacji użytku i uprawy.

Jak będzie w praktyce? Czas pokaże.


Źródła

https://hightimes.com/news/the-fight-over-cbd-oil-continues-in-germany/
[1]https://innpoland.pl/180382,niemcy-zalegalizuja-marihuane