Zimbabwe było pierwszym państwem południowej Afryki, które zdecydowało się zalegalizować produkcję marihuany do celów medycznych. Dziś farmerzy z kraju upatrują w globalnym boomie konopnym szansy na przypływ gotówki, która jest w tym regionie tak bardzo potrzebna.

Trudności z wejściem na rynek

Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Choć konopie uchodzą za rośliny łatwe w uprawie i nie posiadające dużych wymagań glebowych, nie zawsze jest to prawda. Niektóre gatunki rzeczywiście urosną wszędzie i nie trzeba ich zbytnio doglądać. Stosowane jest nawet użyźnianie i rekultywacja gleby konopiami. Sprawa jednak wygląda inaczej, kiedy mowa o konopiach indyjskich, bogatych w THC, na potrzeby rynku medycznego. Muszą one spełnić więcej wymagań, co w efekcie generuje dodatkowe koszty.

Niektórzy szacują nawet, że koszt uzyskania pierwszego hektara konopi o jakości medycznej to dla rolnika z Zimbabwe koszt 2,5 miliona dolarów. Jednostkowy koszt oczywiście zmaleje wraz ze wzrostem skali działalności (i czasu jej prowadzenia), ale początki mogą być bolesne lub nawet niemożliwe bez zewnętrznych inwestorów.

Skąd koszty?

Duża część ponoszonych przez farmerów kosztów to wspomniane wymagania związane z warunkami uprawy. Kolejnym utrudnieniem są uwarunkowania prawne, które muszą spełnić rolnicy, by móc legalnie prowadzić uprawę takiej rośliny. Przygotowanie miejsca wzrostu w taki sposób, by spełnić wszystkie ścisłe regulacje i kryteria wymagane do uznania konopi za uprawianą organicznie (co jest niezbędne by sprzedać ją na rynek medyczny) jest niestety kosztowne.

Nie są to przy tym przeszkody, które może rozwiązać rząd poprzez wewnętrzne decyzje administracyjne. Konopie mają trafić bowiem na rynek międzynarodowy – a więc takie też standardy muszą spełniać ich uprawy. Stąd konieczność pojawienia się wspomnianych inwestorów, którzy swoim kapitałem umożliwią farmerom przekwalifikowanie się i zmianę profilu upraw na, znacznie bardziej dochodowe, konopie. Ostatecznie przełoży się to zarówno na zwrot z inwestycji, jak i poprawę sytuacji rolników, a także całej gospodarki Zimbabwe.

Konopie szansą na odbicie gospodarcze?

Rządzący i rolnicy Zimbabwe mają nadzieję, że to właśnie medyczna marihuana pozwoli im odbić się od dna po dekadach spadku gospodarczego i zapewni napływ dolarów zza granicy.

W branży na szczęście pojawili się już zagraniczni inwestorzy, np. King Kong Organics. Dzięki ich pieniądzom wiele podmiotów sektora rolniczego planuje przebranżowienie z upraw tytoniu w uprawy konopi. Prognozują, że zyski z kilograma konopi mogą być 6 razy wyższe, niż z tytoniu – a i to w oparciu o kalkulacje zakładające udane plony tego drugiego. W praktyce realna liczba może być nawet jeszcze większa.

Udział w globalnym rynku

Minister Finansów Zimbabwe – Mthuli Ncube pragnie, by do 2028 miliard dolarów z prognozowanych 272 miliardow globalnej wartości rynku konopi trafiał właśnie do ich państwa. Jest to więcej niż obecnie kraj zarabia na całym uprawianym tam tytoniu, będąc liderem Afrykańskiego eksportu tytoniu. Tytoń jest obecnie głównym towarem eksportowym Zimbabwe.

Korzyści społeczne

Zimbabwe dostrzega przy tym pozafinansowe korzyści płynące z transformacji zwyczajów i odwrócenia od tytoniu na rzecz konopi. Po pierwsze, zamiast tworzyć szkodliwą używkę, braliby oni udział w gruncie rzeczy w produkcji leku. Po drugie, nawet w przypadku późniejszego rozszerzenia zakresu upraw, konopie zawsze uchodzą za mniej szkodliwe od tytoniu, a kannabinoidy stosowane w odpowiedni sposób wykazują działanie prozdrowotne, czego o tytoniu powiedzieć nie sposób.

Podsumowując: pojawili się inwestorzy, lokalni farmerzy są chętni, a pomysł niesie za sobą także pozytywne efekty społeczne. Możliwe więc, że konopie ostatecznie uleczą nie tylko pacjentów, ale także gospodarkę Zimbabwe.