Badanie poziomu THC u kierowców budzi wiele kontrowersji. Temat zyskuje na znaczeniu w ostatnich miesiącach, gdy coraz więcej krajów deklaruje zamiar legalizacji marihuany. Być może wkrótce obiektywne stwierdzenie tego, czy kierowca rzeczywiście jest pod wpływem THC będzie łatwiejsze, dzięki powstaniu odpowiednika alkomatu, który zbada metabolity marihuany w wydychanym powietrzu. Prace nad takim urządzeniem sponsoruje amerykański rząd federalny.

Problemy z obiektywnym stwierdzeniem odurzenia kierowcy

Trudności ze sprawiedliwym traktowaniem kierowców, którzy są regularnymi użytkownikami konopi indyjskich, są znane od dawna. Jednak dotychczas nie był to problem pierwszej potrzeby, jako że w większości krajów marihuana i tak jest nielegalna. Chociażby w Polsce większe kary grożą za posiadanie małych ilości marihuany (do 3 lat więzienia) niż za jazdę pod jej wpływem (do 2 lat).

Obecnie, kiedy coraz więcej krajów legalizuje konopie z wysoką zawartością THC, problem będzie narastał. Pojawi się potrzeba precyzyjnego określenia, kiedy kierowca może wsiąść za kółko. W przypadku alkoholu sprawa jest banalnie prosta – kiedy alkomat wykaże określoną zawartość etanolu w wydychanym powietrzu.

W przypadku THC sprawa się komplikuje, jako że utrzymuje się ono w organizmie dużo dłużej, niż działa – do kilku dni, a w przypadku regularnych użytkowników nawet tygodni.

Testy badające próbkę śliny są w stanie wykryć THC nawet do 72 godzin po zażyciu, przy czym nie oznaczają zawartości, a jedynie obecność. Badania laboratoryjne wykrywają nawet 1 nanogram na mililitr krwi – jedną miliardową grama. Ta sytuacja powoduje dwa problemy przy zatrzymaniu regularnego użytkownika za kółkiem. Po pierwsze kłopotliwe jest samo zbadanie zawartości THC w jego organizmie – pojawia się konieczność zatrzymania do badania krwi, oczekiwania na wynik itp. Dodatkowo dochodzi także fakt, że praktycznie za każdym razem wynik może być pretekstem do konsekwencji prawnych. Brak jasno określonych prawnie limitów zawartości THC we krwi powoduje, że nawet po tygodniu od „zapalenia skręta” można trafić „na dołek” za „jazdę pod wpływem środków odurzających”. Przynajmniej w teorii.

Problem nie tylko dla amerykanów

Politycy w USA na istnienie problemu wskazywali już na początku roku i wzywali Departament Transportu do zmiany zasad testowania kierowców. Zauważano wówczas, że nie ma obecnie sposobu by w miejscu zatrzymania kierowcy jasno stwierdzić, czy używał marihuany niedawno, czy na tygodnie przed testem. Testy wykrywające 1 nanogram na mililitr krwi mogą wykazać zawartość nawet u osoby, która była wystawiona na bierne wdychanie dymu.

Na problem ten zwrócono ostatnio uwagę także m.in. w trakcie dyskusji towarzyszących legalizacji marihuany w Niemczech. Niektórzy postulują tam nieco mniej wymagające rozwiązanie – podniesienie limitu zawartości THC we krwi do 2, 3 czy 4 nanogramów na mililitr. Wciąż jednak wymagać to będzie kosztownych i czasochłonnych testów laboratoryjnych, a wraz z szeroką legalizacją liczba kierowców wymagających kontroli na zawartość THC we krwi może wzrosnąć.

Konopny alkomat dla kierowców

Potrzebne są więc urządzenia, które pozwolą na błyskawiczne sprawdzenie, czy kierowca znajduje się pod rzeczywistym wpływem marihuany. Rząd federalny USA upatruje szansy na takie rozwiązanie w badaniu metabolitów marihuany w wydychanym powietrzu. Chcą skonstruować urządzenie, które przypomina alkomat, z tą różnicą że badać będzie właśnie produkty, które znajdują się w oddechu użytkownika konopi. Zajmie się tym National Institute of Standards and Technology, w skrócie NIST.

budynek NIST
Budynek NIST – rządowej agencji, która zajmie się badaniem metabolitów konopi w oddechu

Dokładnie poznanie jakie substancje znajdują się w wydychanym powietrzu, w zależności od upływu czasu od zażycia, pozwoli także na określenie punktu, w którym THC nie działa już odurzająco. To z kolei pozwoli na wpisanie tych poziomów do aktów prawnych i ustalenie limitów dla kierowców.

Jeżeli więc wszystko pójdzie po myśli rządu USA, powstanie „alkomat” do marihuany, który pozwoli wskazać, czy kierowca jest odurzony marihuaną, a nie tylko da (często bezwartościową) informację na temat tego, czy THC w ogóle w jego organizmie się znajduje. To może oszczędzić wielu bezpodstawnych zatrzymań i stresu zatrzymanym kierowcom. Niesie także oszczędności dla służb, gdyż zatrzymywanie osób po tygodniu od palenia nie służy nikomu i marnuje tylko zasoby funkcjonariuszy. Zaoszczędzony czas będą mogli poświęcić na inne działania, co teoretycznie przyniesie ogólny wzrost bezpieczeństwa.

Odpowiednie regulacje prawne i wyposażenie pozwalające na takie testowanie pozwolą policji na większą elastyczność w postępowaniu. Obecnie mają związane ręce, nawet jeżeli zdają sobie sprawę z bezcelowości działań. Biurokracja jest bezlitosna – jeżeli prawo nakazuje karać za każdą wykrytą w organizmie ilość THC, taki jest obowiązek funkcjonariuszy.

Prace nad testowaniem związków pochodzących z konopi w ludzkim oddechu

Logo NIST

Tworzenie takiego urządzenia należy zacząć od zbadania, jak stężenie związków w ludzkim oddechu zmienia się w czasie po spożyciu. Na ten cel rząd federalny USA przeznaczył 1,4 miliona dolarów (ponad 6,6 miliona złotych). Takie dane pozwolą stworzyć urządzenie, które dokonuje pomiaru tych substancji w wydychanym powietrzu.

Narodowy Instytut Standardów i Technologii (NIST) ogłosił na początku sierpnia, że szuka podmiotów zdolnych do pomocy w przeprowadzeniu badań. Wykonawca miałby rekrutować uczestników do badania, zbierać od nich próbki oddechu po użyciu marihuany i wysyłać do Instytutu celem analizy laboratoryjnej.

W badaniu wezmą udział zarówno osoby, które używają okazjonalnie, jak i regularnie. Próbki zbierane będą w odstępach 10-minutowych, także w okresach abstynencji. Co ważne, badacze nie będą wierzyć na słowo uczestnikom – podziału na populację zażywającą okazjonalnie i często dokonają poprzez analizę moczu, a całe badanie będzie kontrolowane przy pomocy dodatkowych badań krwi.

Działanie proponowanego „narkomatu”

Badanie, nazwane Breath Measurements of Acute Cannabis Elimination, w skrócie BACE, ma przede wszystkim zweryfikować, jak stężenie związków i metabolitów konopi zmienia się w oddechu, w ujęciu godzinowym. Co ważne, badacze chcą także uwzględnić fakt, że THC może być wykrywane w oddechu nawet w okresach abstynencji.

Analiza zmiany składu wydychanego powietrza w dwóch próbkach pobranych w pewnym odstępie czasu pozwoliłaby odróżnić oddech osoby, która używała niedawno, od oddechu osoby która już dawno nie zażywała marihuany.

Proponowane urządzenie miałoby więc działać na zasadzie dwukrotnego pomiaru. Jeżeli pierwsze nie wykryje żadnych związków pochodzących z zażywania konopi – zatrzymana osoba odjeżdża wolno. Jeżeli wykryje, pozostanie z patrolem do czasu drugiego pomiaru, który pozwoli ustalić jak dawno spożywał marihuanę, a dzięki temu czy jest pod jej aktywnym wpływem.

To nie pierwszy raz

W opisie finansowania NIST stwierdziło, że „obecnie nie można stwierdzić korelacji pomiędzy upośledzeniem zdolności prowadzenia pojazdów a stężeniem THC we krwi”. Nie dziwi więc fakt, że próby skonstruowania konopnego alkomatu były podejmowane już w przeszłości. Do dziś jednak nie stworzono urządzenia, które pozwalałoby na efektywne zastosowanie „w terenie”. Być może tym razem się uda – z finansowaniem federalnym i motywacją wywołaną zwiększonym zapotrzebowaniem na tego rodzaju testy.