Końcówka października i początek listopada przyniosły nam kilka naprawdę ciekawych aktualności z policyjnych zatrzymań w sprawach związanych z marihuaną. Na początek opowiemy o listonoszu ze Szczecinka i salonie tatuażu z Lublina, a potem rozkręci się jeszcze bardziej: rozbita stacja benzynowa, próba wyłudzenia 70 tysięcy od emerytki, kolejna afera z Sopotu (tym razem chyba nie na molo) czy próba wręczenia łapówki po przyłapaniu z niecałym gramem marihuany.
W Szczecinku na specyficzną transakcję natknęli się kryminalni z Komendy Powiatowej Policji. Byli świadkami sprzedaży marihuany, przy czym jej sprzedawcę już mieli okazje w swojej karierze poznać. Zatrzymali zarówno nabywcę, którym okazał się 19-letni mężczyzna, jak i starego znajomego, którym był 21-letni… listonosz, sprzedający trawę w godzinach pracy. Jak podaje policja, obu mężczyznom grozi do 3 lat więzienia – taka jest maksymalna przewidziana w ustawie kara za posiadanie pojedynczych porcji marihuany. Za sprzedaż zioła grozi natomiast od 1 do 10 lat, a w przypadku mniejszej wagi do 2.
Takie odlotowe tatuaże robiono w Lublinie. Znaczy tatuaże dalej się tam robi, ale już bez dodatkowego odlotu. W jednym z salonów znaleziono bowiem 3 kilogramy marihuany, ciasteczka z dodatkiem substancji odurzających, amfetaminę, 800 gramów dopalaczy a nawet plantację marihuany – 60 krzaków indoorowo, w namiotach uprawnych. Zaaresztowano w sprawie aż 4 osoby, w wieku 21, 23, 38 i 48 lat, przy czym najstarszego nakryto akurat na porcjowaniu używek.
W sprawie postawiono zarzuty posiadania, uprawy i wytwarzania znacznych ilości narkotyków. Sprawcom grozi maksymalnie 15 lat więzienia.
Pod koniec października seniorka z Płocka padła ofiarą oszusta. Zadzwonił do niej mężczyzna podający się za policjanta, który wmówił jej, że ktoś planuje okraść jej mieszkanie i powinna przekazać mu pieniądze. 76-latka wyrzuciła przez balkon reklamówkę z oszczędnościami i… poszła do banku, gdzie na polecenie oszukanego „policjanta” zaciągnęła 70 tysięcy złotych kredytu. Po pierwsze ciekawe jak argumentował tę konkretną potrzebę, a po drugie imponująca zdolność kredytowa w tym wieku.
Na szczęście jego działania monitorowali prawdziwi policjanci. Został zatrzymany na gorącym uczynku, gdy podniósł siatkę wyrzuconą przez emerytkę. Mężczyzna rzekomo był tylko posłańcem, który miał odebrać paczkę i zanieść ją głównemu oszustowi. Nieroztropnie jednak na „robotę” zabrał ze sobą amfetaminę i marihuanę, więc niezależnie od wszystkiego usłyszy zarzut posiadania środków zabronionych. Sąd zadecydował o trzymiesięcznym areszcie tymczasowym dla mężczyzny.
Kolejny bohater postanowił zniszczyć swoim fordem pół stacji benzynowej i pójść pobiegać. Brzmi niedorzecznie, ale patrząc na jego historię to równie dobrze mogła być prawdziwa logika stojąca za czynami. Wsiadł on bowiem za kierownice pod wpływem zarówno amfetaminy, jak i marihuany. Do tego posiadał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Na tym etapie nie można już wiele dołożyć, prawda? A jednak się dało. Zajechał na stacje benzynową, uderzając w otwarte drzwi innego pojazdu, stojącego w tym czasie przy dystrybutorze. Nie była to szkoda parkingowa – poruszał się ze znaczącą prędkością, nawet nie próbując hamować i drzwi te wyrwał. Nie zatrzymał się na tym, a pędząc dalej wjechał w drzwi wejściowe sklepu na stacji paliw, niszcząc część budynku, a także trochę towaru i wyposażenia. Wówczas wysiadł z samochodu i uciekł.
Tożsamość kierowcy szybko została ustalona na podstawie monitoringu i zeznań świadków. Jak można się domyślać, mężczyzna był już znany policji, zatrzymali go zresztą jeszcze tego samego dnia. Właściciel stacji paliw wycenił szkody na 200 tysięcy złotych, a właścicielka mercedesa na 190 tysięcy, co swoją drogą wydaje się dość wysoką ceną za jedne drzwi.
Teraz sprawca jest w areszcie, gdzie oczekuje na rozprawę. Postawiono mu mnóstwo zarzutów: sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach, prowadzenia samochodu pod wpływem marihuany i amfetaminy, a także niestosowania się do sądowego zakazu kierowania pojazdami mechanicznymi. Miał ze sobą pasażera, ale o nim policja nic nie powiedziała.
45-latek został zatrzymany w najmądrzejszy możliwy sposób. Otóż palił skręta na publicznej ulicy, co wyczuli patrolujący ją policjanci. Oczywiście przy sobie miał więcej towaru, a w mieszkaniu znaleziono 500 porcji marihuany i sadzonki konopi. Kolejne kilkanaście porcji znaleziono w pokoju jego 18-letniej córki, którą również została zatrzymana. Teraz obojgu grozi po 3 lata więzienia, chyba że sąd uzna 500 porcji za posiadanie znacznej ilości marihuany – wtedy grozi do dziesięciu.
Trzech młodych mężczyzn z Sopotu zostanie ukaranych, bo jeden z nich ubrał się nieodpowiednio do pogody. Brzmi jak historia z wycieczki szkolnej w podstawówce, ale jednak mówimy o przestępstwach narkotykowych osób w wieku 22, 24 i 26 lat.
Najstarszy z nich zwrócił uwagę funkcjonariuszy zbyt lekkim ubiorem oraz oczywiście, tradycyjnie „nerwowym zachowaniem na ich widok”. Najwyraźniej jest to wystarczający powód, by legalnie przeszukać obywatela, więc znaleziono przy nim woreczek z marihuaną. Następnie przeszukano jego mieszkanie, w którym znaleziono łącznie 4 kilogramy narkotyków – poza marihuaną była tam kokaina i amfetamina.
W sprawie postawiono zarzuty uczestniczenia w obrocie znacznej ilości środków odurzających. Za to w polskim prawie grozi nawet 12 lat więzienia.
Na nietypowy krok zdecydował się 22-latek z Raciborza, kiedy policjanci zatrzymali go na ulicy. Siedział z kolegą o godzinie 15:50 na ławce w parku, czym z jakiegoś powodu zainteresował przechodzący patrol. Jak mówią „zaczął się nerwowo zachowywać”, cokolwiek to znaczy. Najwidoczniej to też było wystarczającym powodem, by legalnie przeszukać obywatela, przy którym również znaleziono marihuanę – ale nawet nie gram.
Na tym etapie groziłaby mu najprawdopodobniej jedynie grzywna za posiadanie bardzo małej ilości zioła. Jednak zdecydował się zaoferować policjantom łapówkę: 500 złotych by go puścili. Trafił więc do aresztu, gdzie grozi mu nawet 10 lat więzienia. Zawsze miał łeb do interesów.
Sprawa dotyczy mężczyzny, który na widok funkcjonariuszy zmienił kierunek marszu i zaczął iść w kierunku swojego pojazdu. Nie odjechał jednak daleko, bo policjanci postanowili go wylegitymować. Pytany o posiadanie substancji niedozwolonych nie odpowiedział. To naturalnie wzbudziło podejrzenie. Podejrzenie słuszne: miał kilka tabletek MDMA w kieszeni. Między innymi. Bo w bagażniku aż 1,5 kilograma marihuany, 300 gramów metamfetaminy i amfetaminy, 400 gramów mefedronu i ecstasy, 80 gramów ketaminy, a także pół kilograma grzybków halucynogennych. Został więc zatrzymany i a sąd orzekł trzymiesięczny areszt. Nawet za samo posiadanie znacznych ilości narkotyków grozi mężczyźnie nawet 10 lat więzienia.
8 kilogramów zielonego suszu zarekwirowali policjanci Komedy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. 34 i 35-latek uczestniczyli w obrocie znaczną ilością narkotyków, a na terenie jednej z posesji będących pod ich kontrolą znaleziono wspomnianą ilość ukrytą w 100-litrowym bojlerze na wodę. Uczestnictwo w obrocie narkotykami (zakup celem dalszej odsprzedaży lub sprzedaż dilerowi, nie użytkownikowi końcowemu) to przestępstwo zagrożone karą 8 lat pozbawienia wolności, a w przypadku znacznych ilości narkotyków – nawet 12 lat.
Zdjęcie wyróżniające: KMP w Lublinie, https://lublin.policja.gov.pl/llu/informacje/aktualnosci/129530,Kryminalni-zlikwidowali-wytwornie-narkotykoww-salonie-tatuazu.html
O autorze:
Michał Woźniak
Ekspert działu Informacje i wiadomości konopne
Artykuły Michał Woźniak